Ruszyła Polska cała w rejony wypoczynkowe by morale rodzinne podbudować po miesiącach długich oczekiwań, niejednokroć okupionych wysiłkiem wielkim i cierpieniem od niewytchnienia. To misterium wyjazdowe celebrujemy z ogromnym zaangażowaniem i przejęciem każdego kolejnego lata. Jako empiryści napotykane po drodze drobne problemy i wypadki traktujemy niczym listę przykazań i ostrzeżeń na rok następny, niestety nigdzie sobie tego nie zapisujemy i co roku tą listę odświeżamy tymi samymi wypadkami i małymi problemami. Jako, że na dodatek jesteśmy ludźmi zawsze na bieżąco z aktualnymi trendami, nasza lista rzeczy do wzięcia nie należy do najkrótszych - nigdy. Dlatego bez względu na markę samochodu i kubaturę bagażnika tuż przed wyjazdem stajemy przed makabrycznym i niejednokrotnie niesprawiedliwym wyborem rzeczy do pozostawienia. I już w trakcie podróży, mniej więcej co trzydzieści minut jak zbój z zapyziałej bramy wyskakuje na nas i łapie za gardło poczucie pozostawienia czegoś wręcz niezbędnego. Jesteśmy dorośli więc próbujemy sobie z tym jakoś poradzić zatrzymując się na stacji benzynowej w celu zakupienia ogromnej ilości łakoci i napojów gazowanych, których zwykle nawet nie omiatamy wzrokiem. Cukier w dużych ilościach pomaga na chwilę. Upał co miał być od jutra jest już dzisiaj i akurat w czasie odbębniania wakacyjnych korków oblał nas, samochody przed nami i za nami z taką zajadłością, że tylko perspektywa rychłego okiełznania go nad wodą ,w stronę której zmierzamy, daje nam psychiczny lekki wiaterek prosto w twarz. Dotarliśmy na miejsce. Podczas rozpakowywania potwierdzają się nasze lęki odnośnie pozostawienia w domu najmodniejszych części garderoby i dodatków co zmusza nas do sięgnięcia po kolejną dawkę cukru. Może zamiast maszyny do wypieku chleba, gofrownicy, czterdziestu litrów wody i dwóch dwunasto-kilogramowych worków z psim jedzeniem można było zabrać dodatkowy dres z laycry od McQueena i dwie pary butów z cholewami Onitsuka. Tu się nie kupi a człowiek wieczorem w takim zestawie czułby się jakoś tak bezpieczniej. Na szczęście jako zapobiegliwi wczasowicze zabraliśmy kilkanaście supermodnych zestawów, niszczących bezlitośnie poczucie własnej wartości większości napotkanych przyjezdnych. Przyodziewki takie pozwalają nam łagodnie i z podniesionym czołem przetrwać mentalnie nawet największe letnie katastrofy jak złe sąsiedztwo, zimną wodę w morzu, drogą rybę i kolejkę do krzaczka. Dziś jeden z moich zestawów killerów, który Stella McCartney niewątpliwie zatytułowałaby błękitnym faunem.
Kombinezon znakomitej Zandry Rhodes w kolorze śródziemnomorskiego błękitu z charakterystycznym suwakiem fullonoff jest wiodącym w zestawie elementem dlatego skromność w dodatkach jest tu wręcz nienaruszalną regułą. Buty od Husseina Chalayana z językami z prawdziwej skóry meksykańskiego piżmaka są niemalże tak rzadkie jak torba Kodacolor II, która jest prawdziwą wisienką na torcie tego wysoce wysmakowanego zestawu. Naturalnym wydaje się dodatek w postaci polnego wianka ze świeżych roślin, który wnosi do tego światowego zestawu Polską, romantyczna nutę. Odziani w taki popołudniowy zestaw możemy z nieukrywaną satysfakcją udać się na deptak czy do pizzeri, a w zimniejsze dni na wypad wgłąb lądu aby załatwić bieżące sprawunki takie jak nabicie butli z gazem czy nadanie noszonej odzieży kurierem do prania.